Autor |
Wiadomość |
LordOfApes |
Wysłany: Czw 19:47, 14 Wrz 2006 Temat postu: |
|
LARP - kiedyś o tym marzyłem, były to dawne czay gdy spędzałem z kumplami noce kosząc w Warhammer'a, Magie i Miecz lub inne, planszowe RPG.
Obecnie wole paintball Nie ma to jak posłać koledze headshota
(jedyne co przeszkadza to nadal koszty rozrywki).
Lubie po części dlatego, że teamplay iz da best, ale także dlatego że "zabawki" są lżejsze.
LARPy rozwijają natomiast bardziej kondycje.
Ja kondycje ćwicze na kilka innych sposobów (jeden jest szczególnie przyjemny , pozostałe to m. in, rower, biegi po lesie)
A co do umierania na LARPie - widziałem na youtube filmik z debilem, który chciał udowodnić drugiemu koledze, że ma "za mały refleks i pukty pancerza", żeby uniknąc śmiertelnego bełtu z kuszy. Skonczyło się na pogotowiu...  |
|
 |
asar un nefer |
Wysłany: Czw 19:15, 14 Wrz 2006 Temat postu: |
|
Julo z tymi giermkami święta racja jest.
Jak zakładałem zbroje do turnieju to potrzebowałem conajmniej dwóch ludzi do pomocy więc troche wiary jechało nawet jak tylko ja walczyłem.  |
|
 |
Julo |
Wysłany: Czw 19:04, 14 Wrz 2006 Temat postu: |
|
łe tam, tu jest fajnie, taki mały offtop  |
|
 |
Lord Macena |
Wysłany: Czw 19:03, 14 Wrz 2006 Temat postu: |
|
ej moze przeniesiemy ta dyskusje do nowego tematu |
|
 |
Julo |
Wysłany: Czw 15:23, 14 Wrz 2006 Temat postu: |
|
LordOfApes napisał: | Axios napomknal o samurajach a ja powiem, że samuraj gówno może jak dostanie z takiej rusznicy czy hakownicy.
Cudowni rycerze, którzy kładą z "palcem w (...)" pół oddziału to bajka wyssana z palca, bo jak wpadaja na siebie 2 stada ludzi to nie ma znaczenia jak dobry ktos byl, bo oczy ma sie tylko z przodu a wrog wtedy jest wokolo. |
warto tez dodać, że średniowieczny rycerz w pełnym rynsztunku gówno mógł bez kilku giermków do pomocy
fakt - przesadziłem z "cudownymi rycerzami" jednak moim zdaniem prawdą jest, że jeden dobrze wyszkolony rycerz był w stanie położyć kilku żółtodziobów, warto pamiętać, ze w czasie walnej bitwy ma się wokół siebie nie tylko wrogów, ale również przyjaciół, którzy sa własnie od tego, zeby chronić plecy swoim kumplom (i sami mogą tego od nich oczekiwać)
LordOfApes napisał: | Wojna to piekło a jednostki nadal pozostają mięsem armatnim, które usmierca inne mięso ... zawsze wygrywa ten kto lepsze zabawki |
zgoda, ale ja i tak pozostanę zauroczony pojedynkami szermierzy, oraz inną walką przy użyciu broni białej może dlatego, że namiastkę tego mam na LARP'ie, co prawda się nie umiera, ale klimat pozostaje podobny  |
|
 |
LordOfApes |
Wysłany: Czw 0:05, 14 Wrz 2006 Temat postu: |
|
no tak - najpierw fortyfikacja, potem szturm a na końcu partyzantka - ładnie się tu bijecie na słowa
Przyznam sie, że bardzo mi się podoba taki pisanie na forum - konstruktywne i puczające, no i jest co poczytać...
też się tu udziele - otóż uważam, że wcześniej i to nawet o wiele wiele wcześniej znaczenie miała już technolgia. Może to nie do końca właściwe słowa bo mam na myśli ludzi pierwotnych. Jedni mieli maczugi inni już dzidy. Wtedy też mogły pojawiać się pierwsze objawy strategii (oni wejsc w dolina a my ich z kamienia, etc). Nikt wtedy nie myślał o zapisywaniu dziejów (poza "gifami" na ścianach) niemniej też dawali sobie po łbach. A wygranym nie mysiał być ten silniejszy a raczej ten lepiej uzbrojony, bo np zabił siłacza z pałą z parunastu metrów włócznią...
Jakby nie patrzec przez kolejne dni, lata i wieki czlowik udoskonalal maszynki do zabijania. Trwal ciagly wyscig zbrojen. Axios napomknal o samurajach a ja powiem, że samuraj gówno może jak dostanie z takiej rusznicy czy hakownicy.
Cudowni rycerze, którzy kładą z "palcem w (...)" pół oddziału to bajka wyssana z palca, bo jak wpadaja na siebie 2 stada ludzi to nie ma znaczenia jak dobry ktos byl, bo oczy ma sie tylko z przodu a wrog wtedy jest wokolo.
Pojedynki szlachetnych rycerzy? Slowo szlachetnych imho wywodzi sie tu raczej od slowa szlachta, a nie sysnonimu kogos prawego. Staczali taki "boje" tylko na pokaz i raczej w trosce o wlasna prywate tudzież o jakąs "bialoglowe".
Zgadzam sie z Axiosem - wojna to nadal najpierw technologia a potem dopiero czlowiek. Nie dążono do bitew, jeżeli nie miało się przewagi (objętnie jakiej, ważne żeby zapewniała zwycięstwo). Wielkie bitwy miały miejsce wtedy gdy (miom zdaniem )armia broniąca się musiała stanąc do walki, żeby nie ponieść straty pod postacią np ważnego strategicznie zamku lub stwierdziła, że nie ma gdzie wiać. Przykład który przedstawie to najazdy husyckie na śląsk i dalej.
W czasie takich najazdów "nasi" często spiżali zostawiając caly dobytek i lęcąc gdzieś gdzie wszyscy będą i tam starali sie nie zebrac razów.
Odrobiną finezji mógłbym nazwać partyzanckie podjuzanie chłopów przeciw wierze katolickiej a nakłanianie ich w strone "kielicha" ale to tyle...
Wojna to piekło a jednostki nadal pozostają mięsem armatnim, które usmierca inne mięso ... zawsze wygrywa ten kto lepsze zabawki
Brutalne? Prawdziwe.
Koniec bajki
Czekam na kontre
Finezja... Finezja to nomiast wypić wiadro wody widelcem w 10 minut.  |
|
 |
Julo |
Wysłany: Śro 23:19, 13 Wrz 2006 Temat postu: |
|
Axios - ja wcale nie twierdze, że wojna jest czymś dobrym, miłym i przyjemnym!
widze, że refreszujemy tamtą dyskusję, więc ok - wyciągam działa
chodziło mi własnie o to, co tak pobieżnie opisałeś w poczatku 2 części swojego posta..
a dokładnie to o to, że w tamtych czasach większe znaczenie miała jednostka, jej umiejętności, trening, hart ducha.. teraz wszystko kręci się wokół techniki, zawsze (prawie) zwycięży ten, kto jest o krok bardziej zaawansowany niż przeciwnik.
de facto sposób prowadzenia wojny, jak i staczania bitew zmienił się diametralnie, kiedyś dążono do decydującego starcia dwóch armii, w którym jedna zostawała rozbita, lub też obie wyczerpywały swe siły na tyle, że trzeba było podpisac rozejm...
teraz walka odbywa się na odległość, z kabin helikopterów i myśliwców bojowych, zza celowników czołgów i karabinów maszynowych, jeden zamaskowany partyzant jest w stanie wybić pół oddziału, po prostu naciskając spust we właściwym momencie. w czasach broni białej taki wyczyn (oczywiście dokonany mieczem lub toporem) wymagałby kilkunastu lat treningu fechtunku, jak i olbrzymiej siły fizycznej oraz kondycji. |
|
 |
melonek |
Wysłany: Śro 22:07, 13 Wrz 2006 Temat postu: |
|
Uu panowie historycy to ja sie schowam :/ cos tam czytalem ale tylko o 2 wojnie swiatowej ^^ |
|
 |
Lord Macena |
Wysłany: Śro 21:59, 13 Wrz 2006 Temat postu: |
|
poczytam to sobie jak bede mial czas  |
|
 |
Axios |
Wysłany: Śro 20:58, 13 Wrz 2006 Temat postu: |
|
Julo, jezeli chodzi o historie zakonu templariuszy, to ta historie znam - czytalem o tym, ale jakos nie zwrocilem uwage na date a w ksiazce autor nie wspominal o powiazanym z tym zabobona, albo ja nie pamietam ten szczegol
A jezeli chodzi o finezje, to z tym sie nie zgadzam nadal: tak jak i w dzisiejszych czasach, tak i w przeszlosci wojna byla (i bedzie) krwawa, i bezlitosnie okrutna. Czemu nie byla "finezyjna" kilkaset lat temu? Czemu uwazam, ze nic sie nie zmienilo? Moze i wczesniej istnialy wezwania do pojedynkow, pojedynek najlepszych reprezentujac danego krola lub wojsko, i tym podobne rytualy, to wszystko brzmi slicznie... na papierze. Rzeczywistosc tak na prawde byla bardziej krwawa, taki maly przyklad z sredniowiecznej Europy: mogles zabic swojego jenca za jego zeby, jezeli miales popsute - miales do tego prawa. Pod warunkiem, ze zlapales faceta w czasie bitwy... i niekoniecznie musiales walczyc w tejze bitwie.. Albo w tym samym czasie w Japonii: Potezni wojownicy, samuraje mieli prawa do wyprobowania swoich mieczy... na chlopach i zwyklych przechodni. Znam historie jak jeden samuraj scial jednego chlopa przechodzacego obok niego (zalezne mu szacunek chlop oczywiscie oznajmil samurajowi), a ten wyciagnal miecz z pochwy i wycial biedaka, potem gdyby nigdy nic zetarl krew z ostrzy i poszedl dalej wypic sobie herbate... Znam jeszcze kilka podobnych opowiesci, niemniej oburzajace, niestety nie chce mi sie pisac kilkustronne wypracowania
A dzisiejsze wojny jak sie odbywaja? Moze mniej ceremonialnie, bardziej wypracowane pod wzgledem szczegol i pod wzgledem logistyki: to juz jest prawdziwa sztuka... widac, ze "wydoroslala" - wiem co to slowo znaczy, bo wychowalem sie w wojskowej rodzinie (od 4.pokolen ojciec lub syn zawsze uczyl sie na akademii, ja pewnie tak samo bylbym oficerem, gdyby nie cukrzyca ) nie wspominajac, ze domu posiadamy kilkanascie ksiazek wojskowych, od zwyklych ksiazek ilustracyjnych przez encyklopedie po mapy, mamy chyba wszystko
Zreszta ja tez znam sie na historii, szczegolnie rzymska i wczesno sredniowiecze + II. wojna swiatowa i zimna wojna, a teraz ze jestem studentem pierwszego roku na dziale filozofistycznym bede musial wiedziec jeszcze wiecej, wiec gdyby co; moge stanac do boju, jezeli chodzi o wiedze z historii  |
|
 |
LordOfApes |
Wysłany: Śro 18:32, 13 Wrz 2006 Temat postu: |
|
Buahahahah
Ja natomiast popieram w pewnym sensie mysl Axiosa - u nich jest wszytko na opak (pewnie podobnie i z tym), pizza na ostro jest taka że gęba odpada a łagodna przepala stoły i podłogi
Nie no joke oczyfiście  |
|
 |
Julo |
Wysłany: Śro 18:25, 13 Wrz 2006 Temat postu: |
|
a potem Axios będzie nam kit wciskał, że 13 nic nie znaczy  |
|
 |
LordOfApes |
Wysłany: Śro 18:11, 13 Wrz 2006 Temat postu: |
|
no tak 13 . . .  |
|
 |
Keler |
Wysłany: Śro 9:02, 13 Wrz 2006 Temat postu: |
|
Zlapala mnie choroba akurad dzisiaj i dzieki za kawalek histori templariuszy bo akurad przerabiam ich na histori uwazajcie dzisiaj bo moj kumpel wracal z imprezy dzisiaj w nocy i potracil go samochod, ma zalamane 2 rzebra i przebite pluco... |
|
 |
Julo |
Wysłany: Wto 23:39, 12 Wrz 2006 Temat postu: |
|
chodzi na bank o templariuszy, było to tak:
Cytat: | Nic nie wskazywało na istnienie jakiegokolwiek nieporozumienia między królem a zakonem templariuszy, kiedy rozeszła się wieść o aresztowaniu braci Świątyni. W przeddzień aresztowania mistrz Jakub z Molay towarzyszył królowi w kościele dominikanów podczas uroczystości pogrzebowych żony młodszego brata króla. Masowe aresztowania nastąpiły 13 października 1307 roku, jednego dnia o tej samej godzinie w prawie trzech tysiącach komandorii na terenie Francji. Proces, który odbył się niebawem doprowadził do skazania i śmierci wielu templariuszy. Monarcha francuski czerpał dochody, nie mówiąc o sprzedaży ruchomości templariuszy, z ich posiadłości przez pięć lub sześć kolejnych lat. Papież Klemens V był zresztą w równym stopniu co król zainteresowany majątkiem zakonu. Rzecz oczywista, że zachłanność królewska nie była jedyną przyczyną sprawy templariuszy. Król Filip Piękny dziełem znisz-czenia zakonu zdaje się potwierdzać skłonności ku absolutyzmowi. Uczynił zatem pierwszy krok na drodze, w którą podążają wszyscy pragnący przekształcić władzę królewską w jedynowładztwo - przywłaszczyć sobie władzę duchową. |
jeśli mnie pamięć nie myli, to 13 października wypadł w piątek i stąd się wziął ten przesąd, wypłynął on przede wszystkim z Francji, jednak spotkać go mozna w niemalże wszystkich chrześcijańskich krajach europy(Niemcy, Hiszpania, Włochy, Polska, podejrzewam, ze równiez w Rosji, jutro dam odpowiedź), a od końca XVIII wieku również i świata za sprawą imperiów kolonialnych.
@Axios - zdziwiłeś i zaintrygowałeś mnie tym, że na Wegrzech taki przesąd nie istnieje... myślałem, ze ponad 300 lat wspólnej Austro-Węgierskiej historii wyrównało różnice kulturowe... heh, mam nowy temat do rozmyślań i szperania po źródłach ^^
@Asar - ja jeszcze wykształcenie zdobywam jakby co
a tak w ogóle to macie pecha, bo wjechaliśmy na jeden z moich koników, czyli historię, z resztą już o tym kiedys rozprawialiśmy (pamiętasz Axios, jak z kikerem przekonywaliśmy cie, że wojna straciła wiele ze swojej finezji i swoistego patosu wraz z wprowadzeniem na masową skale broni palnej? ) ku przestrodze:
lepiej nie zaczynać przy mnie tematów z dziedziny historii(szczególnie średniowiecznej i okresu oświecenia, ze szczególnym uwzględnieniem rewolucji fracuskiej i Napoleona), fizyki (a już w ogóle astrofizyki) oraz polityki są to tematy w których czuje się mocny i bardzo ciężko jest mnie przekonać do zmiany zdania, jeśli uczepię się jakiejś wersji, to biada temu, kto spróbuje mnie od niej odwieść )[/i] |
|
 |
Axios |
Wysłany: Wto 23:00, 12 Wrz 2006 Temat postu: |
|
templariuszy? Nie miales na mysli krzyzakow... z tego co wiem, "kosciolowcy" byli aktywni glownie na bliskim wschodzie, ale moge sie mylic. Zaciekawiles mnie  |
|
 |
asar un nefer |
Wysłany: Wto 23:00, 12 Wrz 2006 Temat postu: |
|
No prosze,nasz Admirał to wykształcony człowiek(nigdy nie wątpiłem).Ja tam nie wierze w te trzynastki |
|
 |
Julo |
Wysłany: Wto 22:53, 12 Wrz 2006 Temat postu: |
|
13 jest uwżana za pechową od czsu pogromu templariuszy, bo to miało miejsce zdaje się, że własnie trzynastego... i chyba to nie jest tylko polski zabobon, bo spotkałem się z nim już w kilku innych krajach (co ciekawe również np. na białorusi) |
|
 |
Axios |
Wysłany: Wto 22:24, 12 Wrz 2006 Temat postu: |
|
ciekawe, na Wegrzech nie mamy takie "zabobony" ja jutro tak samo bede robil wszystko, jak dotychczas. A powiem wiecej: wegrzy 13 uwazaja za szczesliwy numer  |
|
 |
LordOfApes |
Wysłany: Wto 20:27, 12 Wrz 2006 Temat postu: |
|
3a być szpszczegafchym
Życze wszystkim jutro szczeńscia  |
|
 |